01.10.2010 23:28
After party
...leżę w mocno niewygodnej pozycji na prawym boku, w uszach słyszę szum i pisk. z samochodu wychodzi dwóch chłopaków w wieku 20-kilku lat, obaj w niemałym szoku. pytają, czy jestem cały, odpowiadam, że trzeba wezwać karetkę, że złamałem nogę, poza tym wszystko chyba jest ok. kierowca samochodu wzywa karetkę, w tym czasie wyjmuję swój telefon i dzwonię do ojca, prosząc go żeby przyjechał na miejsce wypadku. nie mogę ruszyć się z miejsca, czuję narastający ból z prawego uda, które przez spodnie wydaje się dużo szersze niż normalne, przy tym dziwnie płaskie. chłopaki pomagają mi zmienić pozycję do pół siadu i ściągają ze mnie kurtkę. jest bardzo gorąco.
Po kilkunastu (a może kilkudziesięciu?) minutach przyjeżdża ojciec, tuż za nim karetka pogotowia. ratownicy dość brutalnie przewracają mnie na plecy, zakładają nogę na szynę i kładą mnie na nosze. w drodze do karetki widzę, że Hornet dosłownie wisi na boku samochodu - tylne koło jest w otwartym oknie prawych przednich drzwi, na przedniej szybie olbrzymi pajączek który prawdopodobnie zrobiłem uderzając weń kaskiem.
Drzwi ambulansu zamykają się, dostaję kroplówkę z lekami przeciwbólowymi. pytam dokąd jedziemy, w odpowiedzi słyszę Kozienice- 'świetnie, 30km od domu'. szok powoli zanika, staram się nie myśleć o bólu i zachować przytomność, rozmawiam z ratownikami. dojechaliśmy do szpitala, wyjeżdżam z karetki, mnóstwo głosów dookoła, ląduje na izbie przyjęć. przychodzą 2 pielęgniarki, przeciągają mnie z noszy na jakieś twarde wysokie łóżko. chwilę później zjawia się dwójka policjantów, pytają kto prowadził motocykl i dostaję do ręki alkomat, na którego wyświetlaczu pojawiają się trzy zera. o nic więcej nie zdołali zapytać, bo przyszedł do mnie lekarz na dyżurze. po krótkiej rozmowie, pozbawieniu mnie spodni i butów oraz obejrzeniu nogi wyjeżdżam z pomieszczenia, dalej windą i ląduję na stole rentgenowskim. widok który ujrzałem na stojącym tam monitorze nie poprawił mi nastroju-kość udowa w 1/3 wysokości nad kolanem złamana ze sporym przemieszczeniem, cud, że nie doszło do złamania otwartego. pielęgniarki wracają z sąsiedniego pomieszczenia, znowu ląduję na łóżku, które wraca do windy. wjeżdżamy na 5te piętro-oddział urazowo ortopedyczny, chwilę później zostaję przełożony do pustej sali nr 5. pielęgniarki wychodzą, wchodzi mój ojciec. nie wiem co powiedzieć, przerażony patrzę w sufit.
5 minut później do sali wchodzi
ordynator oddziału, mówi, że trzeba mi założyć wyciąg, że
będę składany poprzez włożenie w kość gwoździa
od-kolanowego-'kiedy będę chodził?' -'jeśli wszystko
pójdzie dobrze, to może już za 2 miesiące'. te słowa
brzmią dla mnie jak wyrok. do tego dochodzi myśl o przewierceniu
pięty na wylot i unieruchomieniu na łóżku do czasu
operacji. mija pół godziny, na salę wchodzi lekarz z
wiertarką w asyście dwóch pielęgniarek. po wszystkim
dostaję kolejne środki przeciwbólowe, ojciec wychodzi, ja
zasypiam.
Komentarze : 11
słabo mi się zrobiło przy końcówce...
piłą mi zaleciało bbrrryyy... się biedaku wycierpiałeś za wszystkie lata chyba...
dobrze, że się nie poddajesz i nadal chcesz jeździć :)
każdy wpis tego typu pokazuje mi ile miałam szczęścia podczas wypadków w których uczestniczyłam, szkoda że wszyscy nie mają takiego szczęścia :(
bandziorro, o zaufanie muszę mocno powalczyć u mamy, a sam nie jestem zniechęcony do tematu jazdy; echo, o wypadek jest niezwykle łatwo, jednak nie warto się poddawać i spróbować wszystkiego; GPZ, spokojnie, raz na wozie, raz pod wozem; yuisland, dzięki za życzenia; zmija, konsultowałem się w prywatnym gabinecie ortopedycznym, gdzie, tak samo jak w szpitalu, lekarz zagwarantował mi powrót do pełnej sprawności
Czytając pierwsze akapity tego wpisu po moich plecach przeszły ciarki. Nawet najgorszemu wrogowi nie życzyłabym takich przejść jak Twoje. Mam nadzieję, że w szpitalu złożyli Ciebie porządnie do kupy. Robiłeś może konsultacje z jakimiś innymi lekarzami?
Dodam, jeszcze,ze wczoraj sam cos przezylem... Uff... O maly wlos. Nigdy nie sadzilem, ze czlowiek jest zdolny do reakcji w tak krótkim czasie (0.1s). Nie zdazylem pomyslec, nie zdazylem zrozumiec, nie zdazylem dokladniej zauwazyc, gdy, pod wplywem adrenaliny, prawa ręka juz sciągnęła kierownicę do przeciwskrętu. W momencie zainicjowania reakcji, przy prędkości ok 50 km/h miałem do samochodu poprzedzającego chyba tylko 1 metr. Szczęscie, że jechałem przy lewej krawędzi pasa i szkowałem się do jego zmiany. Jadąc parę metrów za samochodem, odwróciłem głowę w lewo, aby upewnić się o możliwości manewru. Gdy zacząłem ją prostować, serce zaczęło pompować adrenalinę. Samochód przede mną stał! Ja jechałem za nim 50'tką. Do blachy został mi 1 metr. Minąłem go na centymetry. Dodałem gazu. Nie wiem jak to zrobiłem. Przez chwilę analizowałem w myślach całą sytuację. Jakim cudem uniknąłem kolizji? Ściągnąłem prawą ręką kierownicę do przeciwskrętu? Chyba tak, bo byłem wyprostowany a moto się przechyliło w lewo. Uff... Ale mam nadzieję, że słowa "zachowaj odstęp" nikt mi już powtarzać nie będzie musiał...
To ja się tu nad sobą użalam, że moto połamane, a mnie kolano boli. Widzę jednak, że niektórzy mają dużo gorzej. Trzymaj się chłopie, dasz radę. Napisz jak zareagowała Twoja rodzina na wypadek. Pewnie teraz dużo wody w Wiśle upłynie zanim odzyskasz znowu ich zaufanie.
Masakra. Gdyby mnie takie cos spotkalo to bym sie chyba na długo pogniewal z motongami... Potem zapewne latami walczyłbym o zaufanie żony do mnie jako motocyklisty. 3maj sie, nie daj się złamać psychicznie.
Jestem przyszłym motocyklistą, trochę mnie przestraszyłeś Jak niesamowicie łatwo o wypadek na motocyklu. Oby tylko noga odzyskała 100 % sprawności pozdro !
Kurczę, powinieneś już normalnie chodzić - 2 miesiące od feralnego 2 lipca dawno minęły... Zaniepokoiła mnie Twoja odpowiedź na wpis Michalińskiego. Motocykl motocyklem, ale się szykujesz do najfajniejszej profesji świata! Jak z lataniem? Znaczy tym w 3 wymiarach przestrzeni. Chciałbym napisać coś pocieszającego, a tu odsłaniają się kolejne akty dramatu - o wątku osobistym już nie wspominając, choć bolesny, szczególnie po takim świetnym opisie poruszania się po stolicy. Mój przyjaciel wykłada angielski w Szkole Orląt. Ostatnio próbowałem go zarazić pasją do moto, ale chyba mi się nie udało ;) A tak miło byłoby mieć towarzysza do latania. No a w kwestii pocieszenia - zrobiłem dziś 200 kilometrów i tyłek był zmrożony mimo 3-warstwowych dobrych spodni. Uhm, wiem, do dupy z takim pocieszeniem. Pisz, co się dzieje, pozdrawiam!
michalinski, sprawa jest w toku, dopiero w tą środę złożyłem zeznania na policji. sytuacja jest o tyle trudne do rozstrzygnięcia, że wpakowałem się w bok samochodu, który jadąc przede mną, wyjechał do środka drogi i zjechał w zjazd w polną drogę w prawo, przy czym stało się to nagle i bez ostrzeżenia. noga... temat na kolejny wpis
Jak to czytałem, to aż mnie samego noga bolała, a i gęba mi się wykrzywiała w grymasie bólu. Współczuję złamania, ale wierzę, że odzyskałeś sprawność w nodze? No i jak się potoczyła sprawa z odszkodowaniem itp? Wszak prędkość miałeś niezbyt kodeksową mimo, iż z opisu wynikało, że wymusili pierwszeństwo? Nie wiem czy dobrze doczytałem... Pozdrawiam! M. :)
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Nauka jazdy (1)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (8)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)