25.09.2010 21:28
Maj
Długi majowy weekend postanowiłem spędzić u dziewczyny w Warszawie. do tego dnia zrobiłem na Hornecie nieco ponad 1000km, więc mniej więcej wiedziałem czego mogę się spodziewać na trasie, obawiałem się jedynie czy poradzę sobie z tamtejszym natężeniem ruchu. dzień przed wyjazdem obejrzałem dokładnie motocykl, zaopatrzyłem się w siatkę do zamocowania bagażu na miejscu pasażera, wyczyściłem i przesmarowałem łańcuch; pozostało jeszcze tylko rano dolać paliwa do pełna i w drogę. z Dęblina do Warszawy można dojechać na 3 sposoby - do wyboru mamy trasę Warszawa - Lublin, możemy pojechać Nadwiślanką, której zdecydowanie nie polecam lub obrać kierunek na Kozienicę, dalej na Górę Kalwarię i Piaseczno. jako że ostatnią drogę znałem najlepiej, wybór był oczywisty. 1 maj (sobota) powitał mnie dość mocno padającym deszczem, a sam wyjazd stanął pod znakiem zapytania. na moje szczęście koło południa pogoda się poprawiła, ulice szybko przesychały, więc poszedłem spakowany w 2 plecaki do garażu. sam dojazd do Warszawy zajął mi trochę ponad godzinę. przekonałem się, że jazda po deszczu między samochodami które zostawiają za sobą chmurę czegoś przypominające mocno rozwodnione błoto nie należy do przyjemności. wszystko szło jak po maśle do momentu wjazdu do Stolicy, gdzie zgubiła mnie nieznajomość miasta i tragiczne moim zdaniem oznakowanie. błądziłem około 40 minut zanim dotarłem do celu (jak się okazało, można było zrobić to w 15). udało mi się zdążyć chwilę przed ulewą, co potraktowałem jako dobry znak.
W niedzielę obudziło mnie słońce wpadające przez odsłonięte okno. plan był prosty-śniadanie, a później do garażu pod ziemią po drzemiący motocykl. tym razem chciałem choć trochę nauczyć się poruszać po mieście, więc ustaliliśmy z pasażerką prosty system nawigacji - jedno klepnięcie w udo na zmianę pasa, 2 klepnięcia na skręt na skrzyżowaniu. w ten sposób poznałem najprostszą drogę na wylot do siebie. sama jazda po Warszawie sprawiała mi sporo przyjemności, nawet jadąc z pasażerką, która dzięki piórkowej wadze i sporym rozgarnięciu nie przeszkadzała mi w najmniejszym stopniu. późnym popołudniem wróciliśmy do niej, dalej film i wypad na juwenalia na koncert.
Poniedziałek, dzień powrotu do domu, rozpoczął się podobnie jak sobota, tzn mokro i ogólnie nieprzyjemnie. niebo rozjaśniło się koło południa i nie chcąc zmoknąć spakowałem rzeczy, przymocowałem plecak do motocykla, pożegnałem się z dziewczyną i pognałem do Dęblina. droga powrotna była zdecydowanie szybsza i przyjemniejsza; zanim wyjechałem z miasta drogi zdążyły już jako tako przeschnąć, a to pozwoliło mi na utrzymanie rozsądnej prędkości przelotowej.
Jadąc samochodem muszę mieć włączone radio, inaczej wiele rzeczy zaczyna mnie denerwować, drażnić; na motocyklu nie czułem takiej potrzeby, zupełnie wystarczył mi dźwięk silnika i szum powietrza wokół. zastanawiałem się kiedyś nad jazdą w słuchawkach ale po pierwszej trasie pomysł sam wypadł mi z głowy
Spokojnie wjechałem na swoje osiedle, zatrzymałem się pod domem w celu pozbycia się bagażu i potoczyłem do garażu odstawić Hornetkę na swoje miejsce. wmawiałem sobie, że kolejny raz ruszę ją dopiero w weekend, jednak już następnego dnia nie byłem w stanie powstrzymać się przed zrobieniem kilku kilometrów.
Warszawę w maju odwiedziłem jeszcze kilka razy, w tym raz musiałem zostawić ją tam na kilka dni z powodu jednej z wielu ulew. odebrałem ją dopiero tydzień później, co niestety nie obyło się dla mnie bez konsekwencji ze strony przełożonych
Hornet pokazał mi, że
jego środowiskiem naturalnym są duże miasta; oczywiście nie jest
to zły sprzęt do pokonywania większych odległości po trasie,
jednak szybkie starty ze świateł i dynamiczne slalomy między
samochodami są żywiołem tej maszyny
Komentarze : 6
Maciek ja też już nie pojeżdżę po miałem wypadek a na razie tylko 300 pln mam .Muszę przeboleć do następnego sezonu...
Gumis90 banana mialem na twarzy jak zobaczyłem zółtą ikonk w ostatnich wpisach :)
Miło się czyta
Czytając ten wpis przez myśl przewinął mi się początek piosenki "Pamiętasz to był maj, pachniała Saska Kępa..." Jeżeli chodzi o ulewy to wbrew pozorom jazda w deszczu nie jest taka straszna :) Oczywiście o ile opony w jakie odziany jest motocykl mają jeszcze bieżnik a odzież ochronna samego kierowcy zakłada "wodoodporność". Tak jak i pozostali czekam na kolejne wpisy :)
dawid i michaliński nie są sami, ja również czekam na opis nieszczęśliwego zdarzenia w wyniku którego nie pojeździsz już w tym sezonie...
No i właśnie na tym polega jego blog. Bo np. ja czekam z niecierpliwością na kolejne wpisy, żeby dowiedzieć się dlaczegóż, ah dlaczegóż moto się pokiereszowało! :) Super się czytało, czekam na następne wpisy! Pozdrawiam! M.
Przyjemnie się czyta .Opisz wkońcu co się stało z hernetem bo ja i wszyscy co czytają twojego bloga są tym zainteresowani . Podzrawiam i
LWG
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Nauka jazdy (1)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (8)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)